czwartek, 20 grudnia 2012

Recenzja: Zombies!!!


W świecie zombie nie ma miejsca na litość. Albo ty – albo one. Miasto opanowane przez żywe trupy, sześciu śmiałków, którzy wyruszają na polowanie. Każdy z nich ma wprawdzie ten sam cel, ale nie jest nim na pewno chęć zbawienia ludzkości a... ucieczka gdzie pieprz rośnie i pozostawienie swoich współtowarzyszy na pastwę losu! Jesteś gotów podjąć się tego wyzwania?



Gra „Zombies!!!” wydana przez Twilight Creations na chwilę obecnej doczekała się już dziesięciu rozszerzeń, a więc znaczy to, że musi być na nią jakieś zapotrzebowanie (też mi odkrycie, prawda?). Rozszerzenia te można ze sobą swobodnie łączyć, w część z nich nawet da się grać samodzielnie, więc tu na pewno wszyscy sympatycy walking dead mają w czym wybierać. Wydawca zadbał o niezłą jakość produktu, choć część rzeczy mogłaby być zorganizowana odrobinę lepiej. Fajnie prezentują się figurki zombie, których w „podstawce” jest aż sto i to zarówno panowie zombie jak i panie. Do tego talia kart akcji, z naprawdę klimatycznymi (choć nie dla każdego strawnymi) grafikami, utrzymanymi w odpowiedniej konwencji, płytki terenu, z których za każdym razem budujemy inne miasto, kości k6, żetony życia oraz amunicji... i tyle. Całość zapakowana w kompaktowe pudełko, które śmiało można zabrać ze sobą bez nadmiernego obciążania kręgosłupa, a ponadto wejdą tam swobodnie ze 2-3 mniejsze dodatki, więc jest ono oprócz tego niezwykle funkcjonalne. Co w takim razie nieco przeszkadza w grze? Największym mankamentem są płytki terenu, które nie są może wydrukowane na kredowym papierze, ale też wydaje się, że powinny być z nieco sztywniejszego kartonu. Nie mówię tu o jakości znanej chociażby z Claustrophobii, bo to na pewno wpłynęłoby zasadniczo na cenę gry, ale mimo to można było się odrobinę lepiej postarać. Trochę małych rozmiarów są też żetony, które przy takiej produkcji aż się prosiło, by zastąpione zostały jakimiś fajnymi, plastikowymi elementami. Dało się zorganizować setkę zombiaków, to i kilkadziesiąt mini-mózgów, symbolizujących żywotność graczy, dodałoby grze jeszcze więcej pikanterii. 


Tylko czy gra sama w sobie jest faktycznie tak emocjonująca? Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Ostatnio, z czystej ciekawości, zacząłem buszować po sieci w poszukiwaniu opinii o niej i muszę przyznać, że zdecydowana większość osób opowiada się albo za, albo przeciw. Rzadko kto zajmuje miejsce pośrodku. O czym to może świadczyć? Love me or hate me? Sam już nie wiem. Na pewno jednak ci, którzy odnoszą się do niej w sposób negatywny, mają sporo racji.

No bo tak – zaczynasz grę w wyznaczonym miejscu, losujesz płytkę terenu, dokładasz do istniejącego układu, następnie rzucasz kością, przemieszczasz się o wyznaczoną liczbę pól, zabijasz zombie, które stają ci na drodze (ewentualnie zagrasz na siebie lub na innych kartę akcji), przemieszczasz zombie po mieście i twoja tura się kończy. Nie ma żadnych skomplikowanych mechanizmów, zależności jednej rzeczy od drugiej, wszystko odbywa się na zasadzie roll-and-move – poruszasz się, walczysz, zdobywasz łupy i szukasz dojścia do tego przeklętego lądowiska dla helikopterów, by nikt inny przed tobą się tam nie znalazł. Może się zdarzyć również taka sytuacja, że któryś z graczy dołoży taką płytkę terenu, która „zamknie” obszar miejski i nie będzie możliwe dokładanie do niego kolejnych. Wówczas gra toczy się do momentu aż jeden z graczy nie pokona 25 sztuk zombie.

Gra formułuje jasny i czytelny przekaz – jeśli szukasz czegoś, przy czym trzeba choć odrobinę pomyśleć, trzymaj się z dala od „Zombies!!!”. Co by jednak o niej nie powiedzieć, na pewno ma jakieś tam swoje plusy dodatnie: zgrabne pudełko (o czym już wspomniałem), możliwość gry wieloosobowej a nawet na upartego samemu, banalne zasady, których nikogo uczyć nie trzeba, tylko wyciąga się grę i można zacząć zabawę, wreszcie spora ilość dodatków, które w miarę ukazywania się wzbogacały wersję bazową o różne ciekawe opcje i sprawiały, że stawała się ona trochę trochę bardziej urozmaicona i wymagająca.

Są na rynku tytuły, których żywotność mierzy się ilością dodatków, tj. jeśli te się skończą, to skończy się zapewne sama gra. Tak wiele osób mówi np. o Memoir ’44. Ja jednak wobec „Zombies!!!” mam nieco inne odczucia – przede wszystkim dlatego, że mam wobec niej zupełnie inne oczekiwania. To ma być coś bardzo, baaaardzo lekkiego (chociaż tematyka raczej z gatunku tych heavyweight) na spotkania przy piwku (znaczy się, coli) i chipsach. Nikt nie mówi o tej grze jako o świetnej symulacji, strategii czy innych górnolotnych określeniach, które w przypadku wielu tytułów, przy brutalnym zderzeniu z rzeczywistością, powodują co najwyżej uśmiech politowania na twarzach doświadczonych graczy. "Zombies!!!" ma jeszcze jedną niewątpliwą zaletę, może i nawet największą ze wszystkich – pozwala na swobodne opracowywanie własnych reguł i dostosowywania ich do potrzeb i wymagań uczestników zabawy. Jeśli zatem nie straszne są ci i zombie, i to, że być może dla zwiększenia frajdy z rozgrywki trzeba będzie nad nią trochę popracować, to możesz poprosić rodzinkę o prezent na gwiazdkę lub urodziny. Jeśli jednak ma być to pozycja, w którą będziesz grywał regularnie i w tym samym gronie, powinieneś dobrze sprawę przemyśleć, bo sama podstawka może i ci nie da ostro po kieszeni, ale jeśli przypadkiem wpadnie ci w oko, a co za tym idzie dostatecznie ją ograsz, to kwestią czasu stanie się kupno poszczególnych dodatków. A to już wydatek znacznie większego kalibru i dlatego lepiej zawczasu odpowiedzieć sobie na pytanie: czy wolę prostą, niedrogą grę, do której po jakimś czasie kupie trzy dodatki (a gra prostą pozostanie), czy może jednak za cenę wszystkich tych egzemplarzy lepiej kupić grę-kobyłę, która otworzy przede mną znacznie bogatszy wachlarz możliwości decyzyjnych?



UWAGA: Tłumaczenie do gry „Zombies!!!” można znaleźć w dziale „do pobrania”!



Zdjęcia pochodzą z serwisu boardgamegeek.com – miniaturka od użytkownika Lobo, zdjęcie komponentów od użytkownika hatemachine.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz