sobota, 15 grudnia 2012

Recenzja: 303

"303” jest szybką wojenną grą planszową dla dwóch osób. Jeden z graczy dowodzi RAF broniącym Wielkiej Brytanii, a drugi atakuje niemieckim Luftwaffe. Zadaniem lotnictwa Trzeciej Rzeszy jest zbombardowanie Londynu, a celem lotnictwa alianckiego powstrzymanie agresora. Każdy z graczy dysponuje sześcioma różnymi samolotami za pomocą których prowadzi operację wojenną na planszy, nawiązującej do stołu dowodzenia RAF. Podniebne pojedynki rozstrzygane są przy użyciu specjalnie zaprojektowanych kości.



W ostatnim czasie z dużo większą uwagą zacząłem przyglądać się grom wojennym, które pośród innych gatunków zajmują miejsce szczególne. Określenie „szczególne” nie jest tu absolutnie żadnym synonimem wyjątkowości (w znaczeniu jakości, grywalności, miodności itp.); chodzi bardziej o to, że starają się w jak największym stopniu odwzorować realia epoki czy też konfliktu, do którego się odnoszą. A to najczęściej wiąże się z wysokim poziomem skomplikowania reguł, mnogością jednostek, zasad czy też wyjątków od wyjątków, które trzeba spamiętać, by mieć jakąkolwiek satysfakcję z gry i nie robić wielkich oczu, gdy przeciwnik w najbardziej newralgicznym momencie przypomni sobie o czymś, co nam akurat z głowy uleciało.

Karl von Clausewitz zwykł mawiać, że „każda broń powołuje do życia antybroń” – a więc antidotum na tego typu gry wojenne trzeciego stopnia powinny być (pro)pozycje proste, lekkie, przyjemne, dynamiczne, proste, łatwe, krótkie, proste, emocjonujące i do tego jeszcze proste. A przy tym mają spełniać rolę idealnego „wstępniaka” do tytułów poważnych, czasochłonnych i skomplikowanych. Czy „303” takim dobrym początkiem jest i jak ogólnie się prezentuje? Zapraszam do lektury.

Niniejsza gra to całkowicie polska idea, sygnowana na dodatek logo IPN, co wydaje się być najbardziej cenną wskazówką odnośnie tego produktu – trudno mi jednoznacznie ocenić, czy zamieszczone na końcu instrukcji opracowanie historyczne stanowi dodatek do gry, czy może raczej mamy do czynienia z sytuacją zgoła odwrotną. No dobrze, trochę przesadziłem, ale na pewno dla wszystkich tych, którzy z historią są na bakier, zakup „303” dostarczy nie tylko osobliwej rozrywki, ale także kilku cennych informacji odnośnie chociażby pilotów Royal Air Force, którzy kilkadziesiąt lat temu, z dużym zresztą powodzeniem, polowali na Niemców kilka tysięcy metrów nad ziemią. Tym niemniej ocena wizualna jest jak najbardziej pozytywna – zgrabne pudełko, estetycznie wykonane żetony, solidna plansza i znaczniki, efektowne kostki. Dodatkowym atutem jest trójjęzyczna instrukcja – po polsku (wiadomo), angielsku i... czesku. 



Zanim przejdę do sedna rozgrywki, spróbuję udzielić odpowiedzi na jedno z pytań, które pozwoliłem sobie zadać na wstępie do niniejszej recenzji. „303” jako „gateway” – tak czy nie? No cóż, nie chciałbym się nikomu narazić, ale bardziej jednak skłaniałbym się ku tej drugiej odpowiedzi. Gwoli wyjaśnienia – wstęp to dla mnie coś, co niekoniecznie musi być rasową grą wojenną, ale powinno zawierać jak najwięcej znamion takowej, czyli uczyć gracza troszkę innego podejścia do rywalizacji. Dostrzegam tu w zasadzie tylko dwie rzeczy (pomijając tematykę), które sprawiają, że tytuł ten można byłoby polecić zupełnym wojennym żółtodziobom. Pierwsza z nich to podział planszy na siatkę heksagonalną – choć coraz częściej mamy do czynienia z planszami typu point-to-point czy area-to-area, to jednak heksy wydają się być takim naturalnym skojarzeniem z grą wojenną i gdy tylko na zdjęciach widzimy podział planszy na sześciokąty foremne, to na myśl przychodzi nam najczęściej jedno – w tej grze ktoś z kimś musi się naparzać, nie ma innej opcji (chyba że chodzi o gry Wallace’a). Druga rzecz to coś, co w ostatnim czasie w grach planszowych zaczyna mi się najbardziej podobać, czyli asymetryczność konfliktu i próba uchwycenia balansu między poszczególnymi jego stronami. Oczywistym jest, że w „303” mamy do czynienia z bardzo dużym uproszczeniem, ale stanowi to bez wątpienia jeden z największych atutów gry. Dlaczego? Ano dlatego, że sam wydawca zachęca nas do szybkiej potyczki, ot chociażby na przerwie w szkole czy w pracy. Co to ma jednak wspólnego z asymetrycznością? Chociażby to, że pojedyncza partyjka zajmuje naprawdę niewiele czasu a dzięki nieco innemu rozkładowi sił stosunkowo łatwo przychodzi nam namówienie naszego oponenta na mały rewanż. Czyż to nie zaleta? I to jaka!

Zadaniem gracza, który prowadzi do boju niemieckie Luftwaffe, jest przemieszczenie bombowca na jedno z trzech pól, które symbolizują miasto Londyn. Jeśli w ciągu ośmiu tur uda mu się ten manewr – wygrywa grę. To jedyny sposób na odniesienie zwycięstwa. Obrońca ma nieco łatwiej, bowiem swój sukces może opierać na dwóch kwestiach: albo będzie trzymał bombowiec rywala z dala od Londynu, albo też - co wydaje się być rozwiązaniem bardziej oczywistym - spróbuje ten bombowiec zestrzelić. Rozgrywka z grubsza polega na tym, że gracze na zmianę przemieszczają po planszy swoje samoloty, starając się zadać przeciwnikowi jak najwięcej strat. Każda jednostka, nie licząc niemieckiego bombowca, ma do dyspozycji trzy punkty akcji – może je spożytkować na ruch i/lub strzał, przy czym ostrzał wrogiego samolotu można wykonać tylko w sytuacji, gdy nasz samolot znajduje się w jego sąsiedztwie. Innymi słowy, jeśli nasz samolot poruszy się o trzy pola, wówczas nie może oddać strzału, jeśli natomiast w danej turze znajduje się w sąsiedztwie samolotu wroga – może do niego strzelać aż trzykrotnie. Pojedynczy strzał to rzut jedną kością sześciościenną – szanse na powodzenie, tak Luftwaffe, jak i RAF, wynoszą dokładnie 50%. Jedno trafienie w sprawny samolot oznacza jego uszkodzenie (żeton obracany jest na drugą stronę); trafienie w samolot uszkodzony – jego eliminację. Dodatkowo samolot uszkodzony nie może zaatakować samolotu przeciwnika. Poszczególne jednostki można naprawiać – muszą zakończyć swój ruch na wyznaczonym polu (swojej bazie), po czym w następnej turze od razu wracają do gry i mogą natychmiast zaatakować rywala. Trochę inaczej wygląda sprawa z niemieckim bombowcem – on wykonuje swój ruch na odwrót, tzn. najpierw strzela (zawsze tylko jedną kością), jeśli ma taką możliwość, a później rusza się o maksymalnie dwa pola. By z kolei bombowiec zestrzelić, należy trafić go dwa razy w jednym natarciu (jednym samolotem) – żeton bombowca nie posiada "drugiej strony", więc jeśli w jednej turze trafi się go raz, w kolejnej należy i tak zadać mu dwa trafienia, by go zniszczyć (i tym samym wygrać grę). Wojska RAF otrzymują ponadto dwa samoloty w ramach posiłków - jeden w czwartej a drugi w szóstej turze. Ot i cała filozofia.

 

Rozgrywka przebiega dynamicznie i szybko, choć czasem niestety aż za bardzo. Zdarzyło mi się wygrać grę siłami RAF... w trzeciej rundzie! O wszystkim decydują kości, nie ma tu miejsca nawet na namiastkę planowania czy próby „podejścia” rywala. Wynika to też z charakteru potyczki; ta bowiem, szczególnie ze strony Niemców, ma przebieg wybitnie liniowy – muszą oni nacierać na Londyn, podczas gdy RAF spokojnie czeka i zajmuje takie pozycje, które pozwolą mu oddać jak najwięcej strzałów do przeciwnika i zwiększyć swoje szanse na przynajmniej jedno trafienie (i tym samym uszkodzenie samolotu rywala). Ale i tak całość sprowadza się do szczęścia w kościach – jeśli dzielny obrońca angielskiej stolicy takowe posiada, rywal nie ma najmniejszych szans, jeśli jednak kości zastrajkują, to i siły niemieckie bez trudu osiągną swój cel.

Próżno szukać w tej grze jakiejś głębi rozgrywki, ale mimo wszystko ma ona swój urok, dosłownie i w przenośni. Wielki ukłon w stronę wydawcy za wersję online – przyznam bez bicia, że raz po raz sobie zafunduję małą rozgrywkę z komputerowym przeciwnikiem. I to jest chyba najlepsze podsumowanie „303” – brawa za pomysł, równie duże za wykonanie i przejrzystość zasad, ale jak dla mnie będzie to wciąż tylko gra do kawy, którą na dodatek pije się raczej rzadko i do tego w dużym pośpiechu. Absolutnie jednak do gry nie zniechęcam, warto jednak wcześniej wypróbować wersję interaktywną – jeśli przypadnie do gustu, to zapewne bardzo szybko wyląduje na półce w formie, że tak powiem, namacalnej. A jeśli do tego dodamy niezwykle przystępną cenę... Okay, ja już nic więcej nie mówię.



Lead oraz wszystkie zdjęcia, wykorzystane w tej recenzji, pochodzą ze strony IPN – ipn.gov.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz